Interesujesz się Królem Lwem? Lubisz fora, gdzie panuje miła atmosfera? Dołącz do nas!
Och, słońce!
Czemu tak wschodzisz krwawo?
Na niebie krwawym,
tak morderczo?
Dlaczego promienistą swą mocą
obmacujesz kwiaty krwawiące?
By krew...
Wszędzie krew.
Tak krwawo,
jakby jaki morderca
zbierał swe żniwo.
Zgodnie ze wstępem, słońce zaczęło rozwijać swoje skrzydła i poczęło lecieć co raz wyżej, niczym wolny ptak uwięziony pod płaszczem nocy. A wschodziło tak oto, krwawo, po niebie krwawym; niczym w Balladyny oczach. Promienie jasnej tarczy poczęły połyskiwać w wodzie turkusowej, oświetlać grotę i ogród; poczęły rozjaśniać całe to otoczenie. Miejsce to witał nie tylko ranek, ale i blada pani.
Łapy bandażami zakryte wstąpiły na teren dworku Shemore. Nie gościła go już jakiś czas; w paszczy miażdżyła szyję świeżej zdobyczy w postaci gnu w podeszłym wieku. Jej krew płynęła strumieniami po podłożu kamiennym; na pysku białej nie było widać żadnych uczuć. Jej oczy były jakby martwe, znudzone, zmęczone, pozbawione wszelkiego blasku. Szła przed siebie; do marmurowej groty, a gdy dotarła posadziła swą zdobycz nieopodal małego zbiorniczka wodnego. Poczęła delektować się świeżym mięsem, czystą wodą, wonią kwiatów, oraz krwawym świtem.
Offline