Stado Złotych Lwów


Interesujesz się Królem Lwem? Lubisz fora, gdzie panuje miła atmosfera? Dołącz do nas!

Ogłoszenie

Witamy w Naszym Stadzie!
Ustawienia stylu
Galeria screenów HD
Nie zapomnij zagłosować na Nasze forum!




#1 16 2013 20:19:21

Shemore

Tristis est anima mea usque ad mortem

Zarejestrowany: 15 2012
Posty: 862
Punktów :   
Skrót nicku: Set, Shem, Shemcia.
Autor awatara: Alone-Immortal.

Pechowiec Złotego Słońca-moje opowiadanie

Rozdział I
„Noc wybrania”

Cicha noc w stadzie Złotego Słońca. Naokoło znajduje się czerń tejże pory. Nie widać tu nic, oprócz niektórych rzeczy oświetlanych przez biały księżyc. Jedna z nich była ogromna skała. Owa była bardzo podobna do lwiej. Potężna, mocna, szara, wielka. Naokoło znajduje się bujna, wysoka trawa, a trochę dalej małe jeziorko z krystaliczną wodą, a naokoło niego kamienie. Na Złotej Skale znajdowało się miejsce dla każdego, kto poszukuje schronienia. Pełno tu kryjówek w grotach. W nich mieszkało wielkie stado Słonecznych. Szum lejącego się deszczu z nieba nie odstępował już od kilku dni(panowała akurat tam pora deszczowa), wiec żaden lew już się nie pałętał po nocach, z przyzwyczajenia.
Lwy te-jak nazwa wskazuje- były dość przyjazne. Ich umarszczenie było zazwyczaj złote, rzadziej kremowe, ale były także wyjątki. To było zupełnie nieuniknione. Słoneczni byli mocno przywiązani o ziem, na których mieszkali, więc zawsze bronili stada, choćby stawka miała na sobie życie. Szybko się przystosowywali do danych warunków, jakie im da matka natura. Mieli sokole oko na wszystko, więc od ich łap ginęło wiele zwierzyny. Nie dają się ukąsić wężowi, na które zazwyczaj mówi się zło.  Odwzajemniają się zazwyczaj przyjaźnią i troską, są dla siebie bardzo ważni. Ale czy na pewno? Nie zawsze…

W grocie wielkiego stada znajduje się królowa Ashanti. Ta kremowa lwica spała tej nocy uśmiechnięta, a w łapkach trzymała trzy lwiątka, blisko łba z troskliwym, szczęśliwym uśmiechem na twarzy młodej królowej.  Jedno lwiątko było jasnożółtą samicą, drugie-najstarsze- lwiątko było złotym samczykiem, a trzecie… Było małym, brązowym samcem. Lwiątka narodziły się tejże nocy. Woda skapywała na nich z małej dziury w grocie, ale była to taka sama sytuacja jak u większości lwic, iż na nie też skapywała woda, jak na resztę ogromnego stada.
Nagle słychać bieg w wodzie jednego ze złych stad w kierunku tego, o którym wcześniej była mowa. Pędzono szybkim krokiem do Złotego Słońca, chciano podboju. Biały, dostojny lew o czarnej grzywie i licznymi bliznami na ciele, zbliżał się tu ze swym stadem, aby zemścić się na tutejszych lwach. Umięśniony, kruczo grzywy przywódca Blizna zbliżał się do potężnej skały. Jego ulubioną techniką był atak z zaskoczenia, a tu przydałoby się ją wykorzystać ze względu na mniejszą ilość lwów niż w stadzie, iż znacznie mniej. Miano jego stada to Zimna Krew. Otóż ci byli już bardzo, bardzo blisko… Gdyby nie jedno.
W jaskini rozległ się płacz jednego z lwiątek. Ale którego? Tego brązowego księcia, prawie o czarnej sierści. I to o dziwo był znak dla lwów, aby nagle wstać. Blizna był już prawie, prawie przy grocie, ale zbyt liczna ilość lwic w dobrym stadzie naryczała na niech, wypędziła. Z hukiem i wrzaskiem. Wykonano to tak prędko, że nawet wrogie lwice się przestraszyły i wnet uciekły. Biały, trzyletni lew tylko stał w centrum wejścia do groty. On sam był zdziwiony tchórzostwem swych lwic, o czym znaczyła jego mina. Rozejrzał się, czy przypadkiem jego poddane nie wracają. I nic. Lwice ze stada Złotego Słońca warczały na niego nadal. Kilka z nich nawet ryknęło ze wściekłości, jaką im sprawili. Czarnogrzywy ryknął potężnie napinając się do skoku. Skoro tamte uciekły, on sam musiał działać… Było to zaplanowane, i to jak długo czekał na tę chwilę!... Więc skoczył na nie ze wściekłością, one się cofnęły, iż w oczach lwa było zło, nienawiść i zemsta, oraz groza. Teraz to one się jego bały. Swój niezwykle udany skok skierował na Ashanti, która próbowała ukryć lwiątka. Jego ślepia wydawały się być niemal świecące w ciemności. Był już prawie przy królowej, gdy nagle na niego wyskoczył jego własny kuzyn- król Złotego słońca. Lew był to złoty, brązowo grzywy. Była ona bardzo bujna. Niebieskie ślepia były skierowane w stronę czerwonych. Oba lwy były równie umięśnione. Białe kły młodego lwa Gorgosena, były niemal lśniące… Prawdziwy ideał. Otóż dobro zwyciężyło, iż Blizna padł na ziemię jak martwy, przestraszony. Tutejszy władca zaczął działać, więc nim było jeszcze wcześnie, przyłożył swoją łapę do gardła kuzyna. Ten ryknął-ale z bólu. Jednak to siła kuzyna okazała się być lepsza niż jego samego. Ten patrzył na niego wzrokiem dość wrogim. Mina starszego wydawała się być realna, iż mocno zdziwiona-znowu. Ponownie uknuł plan, ale mógł za pomocą niego tylko uciekać… Zaczął patrzeć tak, jakby nie miało go już nie być w tym świecie. Gorgosen stwierdził, że już umiera. Cofnął nieco łapę. Jak zwykle- się pomylił. Kuzynek zepchnął z siebie krewniaka i popędził, ponownie przysięgając zemstę.
Lew sapał i patrzył na odbiegającego lwa. Lwice także to uczyniły, oprócz Asanti, która zaczęła ponownie usypiać swe lwiątka. Lwice wnet stały się pogodne i tylko dziękowały królowi i mówiły, że jest ich bohaterem.
-To nie ja jestem waszym wybawcą- rzekł spokojnym tonem.
Jego głos był głęboki i dostojny.
Lwice tylko się zdziwiły, jak podbiegł do królowej. Skinął łbem do lwiątek. Swój pysk zbliżył do jej ucha.
-Które zapłakało?-szepnął do ukochanej.
-Nie jestem pewna, ale chyba to złote.-szepnęła do niego- Chyba złote lwiątko.
Łeb lwa oddalił się od ucha lwicy powoli, z uśmiechem, który się powoli rozszerzał z wielkiej dumy. Cieszył się, że ma tak mądre lwiątka. Dzisiejsza noc dała mu do zrozumienia, że to małe, nowonarodzone lwiątko zapłakało. Tylko to mogło zrobić, aby ochronić stado. Nic innego… Więc chcąc mianować go następcą, nadał mu imię Shizagen. Tak po prostu, należało mu się jakieś fachowe imię… Jakie same mu dali. Takie oryginalne, iż samiec alfa musi się czymś wyróżniać, musi! Nie chciał też, aby imię wtapiało się w tłum, było zwyczajne. Jak na przykład miał z początku sam Blizna- Avnok. Tak po prostu. Może jakieś było, ale imienia na „Av” w jego stadzie niosą hańbę, więc z powodu licznych skaz kazał nazywać się lwem o imieniu Blizna, a „Avnok” miał odpaść w zapomnienie wielu lwów.
Reszta… go nie obchodziła. Wyznaczył samiczkę na pomagającą mu w władzy w przyszłości, więc niech będzie miała miano… Shaari! Tak... To imię było odpowiednie dla niej. Otworzyła swe ślepia, przez co wydawało się być to miano idealne, ze względu na „słoneczne” oczy. Ostatnie lwiątko… Wywołało wielkie zdziwienie u króla. Ashanti powiedziała mu, ze to lwiątko jest mniejsze niż wszystkie przez fakt, że jest z nich najmłodsze. Ajć, taki pech, może by go tak nazwać… Nevir?


---------------------------------------


Do jutrzejszego wieczora mają być komy, inaczej nie wiem co zrobię... Ogolę was piłą łańcuchową, buahahaha! *bad pokerbuahahah*

Offline

 

#2 17 2013 10:01:33

 Karinda

http://i50.tinypic.com/29liixi.pngPełnoprawny członek stada

Zarejestrowany: 19 2012
Posty: 1250
Punktów :   
Skrót nicku: Kar, Kari
Autor awatara: Chay

Re: Pechowiec Złotego Słońca-moje opowiadanie

Bardzo fajne i długie opowiadanie. Czekam na dalszy ciąg!


You know it all
You’re my best friend
The morning will come again
No darkness, no season is eternal


~200615

Offline

 

#3 17 2013 10:45:31

Shemore

Tristis est anima mea usque ad mortem

Zarejestrowany: 15 2012
Posty: 862
Punktów :   
Skrót nicku: Set, Shem, Shemcia.
Autor awatara: Alone-Immortal.

Re: Pechowiec Złotego Słońca-moje opowiadanie

O, dzięki :D Nie wiedziałam, że ktoś skomentuje, ale jednak. A ciąg dalszy jest w trakcie robienia, może będzie jeszcze dłuższe x3 .

Offline

 

#4 18 2013 17:28:10

Shemore

Tristis est anima mea usque ad mortem

Zarejestrowany: 15 2012
Posty: 862
Punktów :   
Skrót nicku: Set, Shem, Shemcia.
Autor awatara: Alone-Immortal.

Re: Pechowiec Złotego Słońca-moje opowiadanie

  Sorka, za post pod postem. Jednak nie udało mi się wtedy kiedy mówiłam wysłać nowy rozdział...

Rozdział II
„Nie udało się”

Lwiątka już powoli wzrastały w siłę. Od ostatniej nocy minęły już z jakieś… trzy miesiące? Około. Więc lwiątka nie były już tak niezdarne jak na początku historii. Już bardziej się wykształcił wygląd, więc można je było tym bardziej rozróżnić.
Shizagen był całkowicie złotym lewkiem z ciemno-brązową grzywą. Był wysportowany jak ojciec. Odziedziczył po nim także malinowy, lwioziemski nos. Obwódki koło zielonych oczu miał tego samego koloru co bujna grzywka i włochata kitka ogona. Wyraz twarzy miał trochę wścipski i ostry, ale było w nim coś łagodnego. Ogółem był dość ładnym lewkiem.
W futrze Shaari zaszły pewne zmiany. Nie była ona już złotawą lwiczką, ale bardziej pomarańczową… Pomiędzy kolorem pomarańczy, a ostro złotym. Oczy były prawie żółte, ale to także typowe dla Słonecznych. Nos był u niej różowiutki, także tego samego kształtu co brat. Po matce odziedziczyła brązowawy pasek na głowie i tułowiu. Obwódki koło oczu były tego samego kolory co pysk i brzuch- dość jasne. Często rozpoznaje się ją po małej grzywce, ale większej od młodszego brata.
Karnacja Nevira była taka sama jak przy narodzeniu- bardzo ciemno-brązowa, prawie, że czarna. Nie miał jeszcze grzywki jak starszy brat, ale miał niby coś podobnego do grzywki. Kształt pyska miał podobny do Kovu. Kitka na ogonie była koloru czarnego. Jego charakterystyczną cechą jest brak „rękawiczek” na łapach. Nie miał ich, po prostu. Jaśniejszy kolor znajdował się na brzuchu, pysku i naokoło oczu. Oczy miał mocno czerwone.

Ranek na Złotym Słońcu. Promienie największej gwiazdy wędrują po skale, by obudzić każdego w grocie. Na polanie bliskiej wielkiej siedziby słychać poranny okrzyk radości. Najlepiej słyszał go Nevir, który wstał już przed wschodem słońca. Był bardzo blisko wydobywanego dźwięku przez pewnego pawiana- szamana stada, z którego pochodził książę. Nie dziwiło go to, że ma mokre łapy od trawy, na której znajdowała się poranna rosa. Od krzyku radości kolorowe ptaki zaczęły śpiewać różne pieśni. Jak to ptaki. Zaczęły latać naokoło skały. Tam się skupił wzrok lwiątka. Ku jego zaskoczeniu ojciec był już tam z jego bratem. Ciekawe co robiła Shaari… Chciał to sprawdzić.
Popędził prędko ku skale. Po drodze widział  okrąg ptaków otaczających Shizagena i Gorgosena. W grodzie zastał to rozmawiające lwice, to bawiące się lwiątka i inne różne czynności części stada. Szukał w nim matki i siostry. Nic po nich. Za skałą- także nic. I inne różne miejsca na skale- nic. Ze spuszczonym łbem poszedł na polanę, gdzie zastał tylko siostrę, a matkę ujrzał na szczycie skały, rozglądającą się. Podszedł niepewnie w stronę lwiczki, siedzącej pośród wysokich traw. Zwrócił wzrok ku niej, gdy był tuż obok księżniczki. Ta tylko ziewnęła i spojrzała się w tył. Zobaczyła tam młodszego, wątłego brata. Powitał ją uśmiechem w kącikach ust. Nic nie mógł powiedzieć, przez grymas siostry, który wyrażał niechęć i obrzydzenie. Obraźliwe spojrzenie sprawiło, że mały uśmieszek znikł. W myśli lekko zakłopotał się o siostrę, no ale ona zawsze taka była w stosunku do niego, więc… A co tam gadać. Obrócił oczyma. Tamta patrzyła na niego pustym wzrokiem, obróciła łeb przed siebie. Pogwizdała sobie troszkę. Obyło się bez słów, więc Nevir odwrócił się w stronę skały, aby sobie pójść. Zamiast traw zastał łapę matki. Patrzał na nią z dołu. Siostra także odwróciła łeb w jej stronę. Ona patrzyła na nich z dołu uśmiechając się mile, życzliwie.
-Chodźcie.-rzekła Ashanti głębokim, melodyjnym głosem.
Lwiątka bardzo chętnie poszły za dwuletnią lwicą.

Wkrótce znaleźli się w grocie, w łapach kremowej, wraz z Shizagenem, wsłuchani w słowa matki o pewnej legendzie dotyczącej stada Zimnej Krwi.
-I pamiętajcie- nie chodźcie do tamtejszych ziem!-rozkazała im na zakończenie- Jeśli przyjdziecie tylko trzy dni w swym życiu do tamtejszego miejsca nic wam się nie stanie, jeśli będziecie więcej razy- wasze futro zamieni się na śnieżnobiałe, a serca zamienią się w lód.
Tak zakończyła ona opowieść o krainie wiecznego lodu. Lwiątka były zafascynowane ową historią, iż na ich pyskach był wyraz wyraźnego podniecenia.  Niestety musieli się niedługo pogodzić z tym, że opowieść została skończona, a nic nie mogły zrobić, oprócz ciężkiego westchnięcia. Cała trójka weszła z łap matki i uszła kilka kroków w kierunku wyjścia groty.
-Gdzie idziecie?-zapytała troskliwie Ashanti.
-Gdzieś na polanę, pobawimy się trochę.-powiedział Nevir, odwracając łeb w stronę matki.
-MY nie idziemy.- rzekł ostro Shizagen zaznaczając to pierwsze- Ja i Shaari idziemy w stronę wodopoju, ty rób co chcesz, Nevir.
Złotofutry ujawnił te słowa oschle, z pustką. Nie chciał spędzać czasu z Nevirem, nie lubił go zbytnio. Matka zasmuciła się, popatrzyła na ciemnego troskliwie. Westchnęła ciężko. Ten zaś poczuł w sercu pustkę i siadł na zadzie. Musiała się przeciw temu zbuntować, coś zrobić. Nie mogła patrzeć na cierpiące lwiątko.
-Weźcie Nevira ze sobą. –powiedziała i podpędziła do tych idących- Nie jego wina, że ma tak ciemne futro.-szepnęła do nich, martwiąc się o tym, o którym była mowa.-Potrzebuje was, ojciec jest zapracowany, a ja mam zaraz pomóc lwicom w polowaniu. Zróbcie to dla mnie.- Dodała, prosząc.
Mały wiedział, że to o nim. Spuścił łeb i zaczął maszerować do kąta.
-No chodź, no.-powiedział oschle Shizagen- Choć, z tobą będzie lepiej.
Oczywiście został do tego zmuszony. Ze swej woli by tego nie zrobił. Tak oto poszli się bawić.
Przybyli na wodopój. Napili się wody. Wzrok Shizagena w ogóle nie kierował się na brata. Ignorował go. Myślał, że to ciemna szmata i tyle. Nie miał do niego szacunku. Shaari było go szkoda, ale musiała się kierować tym samym co brat. W końcu miała zostać zastępczynią, więc omijała Nevira.  Pili dość długo. Trochę potem zapanowała grobowa cisza. Rodzeństwo patrzyło na siebie. Shizagen lekko prychnął śmiechem.
-Jak tam ta historia z tymi terenami?-spytał z dokuczliwym uśmiechem.- Ej Nevir, nie przestraszyłeś się?
Oczywiście złoty nie miał co robić. Chciał jakoś rozbawić siostrę, co mu się udało. Jedyne z czego na pewno by się zaśmiała to był temat dokuczania małemu bratu. On akurat nic z tego nie robił. Na razie.
-Nie, akurat nie. –stwierdził z pustym wyrazem pyska- Ale kto wie, może to prawda?-dodał, patrząc w gwiazdy.-Może kiedyś pójdziemy tam?
Na to Shaari i Shizagen w śmiech.
-Przecież to nie możliwe, małolacie!- stwierdziła jego siostra.
-Trzeba być głupim, aby w to uwierzyć!-krzyknął rozbawiony następca tronu.
Nevir obrócił łeb w lewo, po czym wzrok skierowywał to na brata, to na siostrę, ale bardziej na pierwszego osobnika.
-Założysz się?-spytał pewnie brązowy.
-A czemu nie?-spytał braciszek- O wiedzę!
Ten drugi tylko się zaśmiał i skręcił łeb w tą samą stronę co wcześniej. Wzroku stamtąd nie urywał, tylko się trochę nawet uśmiał. Samiczka spytała go, co się tak patrzy. Ten nie odpowiadał. Shizagen także spojrzał w stronę tego samego punktu co Nevir. Aż gęba mu opadła.
-Popatrz…- rzekł zdziwiony do siostry.
Ta spojrzała w to samo miejsce co oba lwy. Jej także szczęka opadła, nie mogła uwierzyć własnym oczom.  Oto prawie na horyzoncie leżał pewien biały punkt. Dopiero teraz poczuli zimne powietrze z tamtego tajemniczego miejsca. Nie można się było mu przyjrzeć, a tego pragnęli. Widzieli tylko biały punkt, a naokoło niego słabą mgiełkę. Shizagen uczynił parę kroków w przód, zamykając już usta, jak i Shaari. Nevir także nie żałował tego uczynić. Poszli parę kroków w tamtejszą stronę.
-O, tu jesteście!-powiedział głęboki głos.
Było to dość znajome… I to tak ujęto, że od razu można było poznać owy głos. Był to głos Gorgosena. Shizagen uniósł ku niemu łeb, dla pewności. Zrobiło też tak jego rodzeństwo.
-Zdobycz czeka. Pospieszcie się, akurat lwice i ja upolowaliśmy słonia. –rzekł mile- Staraliśmy się, a słoniątko to nie byle co, i jak mówiłem- pospieszcie się!
Umięśniony po powiedzeniu tych słów uśmiechnął się szeroko i zaczął podbiegać w stronę polany powoli, aby nie męczyć lwiątek. Te także szybciej zaczęły iść w stronę lwa. Pędzili tam coraz prędzej.
Byli już na miejscu. Wszyscy członkowie stada czekali na lwiątka. Ci zaś podeszli trochę nieśmiało i zaczęli ucztować. Wraz z nimi zaczęli jeść wszyscy inny, także król.
Po posiłku udali się go groty, aby sobie porozmawiać z rodzicami. Musieli wykorzystać tą szansę, ojciec rzadko kiedy miał czas, który miał w tej chwili. Gadali i gadali co i jak, aż Gorgosen musiał ponownie wrócić do obowiązków. Matka rozmawiała z lwicami, a więc była kolejna szansa wymknięcia się na zewnątrz. I znowu pech… Niebo zaczęło ciemnieć, wraz z nadejściem burzowych chmur. Zaczął lać ogromny deszcz, a niedługo potem po całej ziemi Złotego Słońca zagrzmiały pioruny. Plan Shizagena wyjścia na zewnątrz nie był możliwy do spełnienia.
Pogoda trwała już do końca dnia, który prędko minął. Wszyscy zmęczeni poszli spać, wnet poddając się snom.


Offline

 

#5 18 2013 18:23:06

 Karinda

http://i50.tinypic.com/29liixi.pngPełnoprawny członek stada

Zarejestrowany: 19 2012
Posty: 1250
Punktów :   
Skrót nicku: Kar, Kari
Autor awatara: Chay

Re: Pechowiec Złotego Słońca-moje opowiadanie

Bardzo długie, ale świetne! Czekam na więcej!


You know it all
You’re my best friend
The morning will come again
No darkness, no season is eternal


~200615

Offline

 

#6 25 2013 14:51:47

Shemore

Tristis est anima mea usque ad mortem

Zarejestrowany: 15 2012
Posty: 862
Punktów :   
Skrót nicku: Set, Shem, Shemcia.
Autor awatara: Alone-Immortal.

Re: Pechowiec Złotego Słońca-moje opowiadanie

Rozdział III
„Pierwszy dzień”

Już minął jakiś czas po ostatnich wydarzeniach. Było widno, niebyło jeszcze świtu, ani słońca na niebie. Prawie był środek nocy. Na skale panowała grobowa cisza, jak i w okolicach tego terenu. W ogóle to cała Afryka jeszcze się nie pobudziła do życia. Niemalże każde stworzenie jeszcze spało twardym snem. Z maleńkim wyjątkiem oczywiście. Wiecie chyba, o kogo chodzi? Raczej zgadliście, to Nevir wstał tak wcześnie. Jak to on, nawet nie można się zaskoczyć. On taki zawsze… Otworzył swe ślepia, spojrzał na pozostałą część wielkiej grupy. Spała twardo, nie do zbudzenia. Muszę to wykorzystać! Pomyślał. Ominął wszystkie lwice, podążał w kierunku głównego wyjścia.
Dotarł. Na widoku zastał ciemność. Spała jeszcze cała Afryka, ciszę przerywało tylko sapanie wątłego lwiątka. Czym prędzej ciemny ruszył na wyprawę. Ale gdzie? Tam, gdzie miał zamiar- do niespotykanej krainy zimy.
Droga była bardzo długa. Ten, o którym właśnie mówimy potykał się kilka razy, ale się nie zmęczył. Cel go pokonał. Był cały ufajdany to liśćmi, to piaskiem, to innymi rzeczami. Był już przy granicy. Była bardzo ostra. Niemalże jedna linia rozdzielała dwie krainy. Aż gęba mu opadła na to co zobaczył- było to istne cudo.
Otóż pierwsze co mu zatkało dech w piersiach- niczym biały puch, coś takiego samego rodzaju jak ziemia… Tylko co to było? Nie było tam trzew takich samych jak u Złotego Słońca. Były one wykonane z czegoś  takiego jak… Lód? A tak właściwie, to co to jest? Odpowiedzi nie znał, nie pochodził przecież stamtąd. Nie przekroczył jeszcze linii, a musiał to zrobić… Musiał, musiał, po prostu musiał! Nie było innego odwrotu! Westchnął ciężko. Podniósł przednią, prawą łapkę. Powoli, ostrożnie. Po jakiejś chwili zdecydował się ją postawić na puchu. I pac!... Jego część łapy, która była po stronie ziemi obcej zamieniła się w kolor biały! Uniósł ją do góry- bez zmian. Dopiero, kiedy ją cofnął w swoją stronę, stała się ciemna, jak przedtem.  Westchnął z ulgą. Już zrozumiał co chodzi. Naprężył się do skoku. Uniósł się w powietrze, wylądował. Patrzył dziwnie na coś zwane śniegiem. Podniósł lekko łebek. Nikogo  nie było, obserwacje się opłaciły. Może pomysł szalony, ale… To dopiero lwiątko, co nie? Zaczął się tarzać niczym świnia w wodzie. Uśmiał się przy tym. Zaczął się bawić białym puchem. Tarzał się w nim i tarzał, aż wpadł na coś bardzo śliskiego. Nie było już okryte białym puchem. Patrzył na swe lustrzane odbicie. Nie opuszczał z niego ciekawskiego wzroku. Próbował wstać… I nic.  Kolejna próba-bez zmian. I tak przez cały czas do skutku, który się jednak wkrótce pojawił. Stanął na równe, choć wątłe, chude łapy. Poślizgnął się nieświadomie. Co chwilę ześlizgiwał się. W końcu, po trochu zrozumiał tajemnicę tejże sztuki lodu.  Już potrafił się przedostać przez zamarznięte bajorko.  Wreszcie był na drugim końcu. Zmęczony, ale jest. Na ślady na lodzie patrzył z dumnym uśmiechem, wreszcie czegoś dokonał- jak sądził w myślach. Nabrał oddechu i ruszył w dalszą drogę.
Krajobraz Zimnej Krwi przedstawiony przez matkę wydawał się wręcz omylny. Przedstawiała go jako szarawy puch i wiele kości. Ale śnieżnobiałe coś o roli takiej jak ziemia i jakby lodowa roślinność oraz białe niebo wydawało się być prześlicznym obrazem, a na dodatek na środku pewne, nietypowe wzgórze na którym widniały sople. Zatknął go ten widok kompletnie, myślał tylko o nim. Czemu to miejsce jest uznawane za tak złe? Sam nie wiedział.  Już nie trudno było mu chodzić po nowym terenie, nauczył się. Jego głową zapanowały terytoria stada Zimnej Krwi. Siedział i patrzał na górkę.  I byłby mógł tak do nieskończoności. Ale towarzyszyła mu tajemnicza cisza…
Nagle- niby niespodziewanie- spadło na niego coś białego. Nie był to śnieg, z pewnością. Rozpadłby się.  Ale to coś tego nie uczyniło. Sprawiło, że książę wpadł w śnieg. To coś wstało… Było żywe!
Ku oczom Nevira ukazała się trochę młodsza od niego biała lwiczka. Wręcz piękna. Twarz mniej więcej podobna do Nali, trochę do Kiary. Jak mówiłam, miała futro śnieżnobiałe. Końcówka ogona była czarna, a nos fioletowy. Była szczupła, jak on.  Ale tylko jedno skupiło jego uwagę- piękne, niebieskie i głębokie oczy nieznanej lwicy. Patrzył w nie zamyślony, były tak piękne..! Aj, uczta dla oczu, no mówię wam. 
Samica była trochę  zdziwiona. Nowy przybysz na tych terenach… To było nawet dziwne, ale zaskakujące.  Mam okazję… -pomyślała, ale nie wiedziała co robić. Stali tak naprzeciwko siebie kompletnie zdziwieni, nie wiedząc jak się zachować.
Zapanowała długa, grobowa cisza. Nic się nie odzywało, nawet odgłosy  natury.  Lewek próbował nabrać odwagi. I na nic… Jeszcze. Co by tu powiedzieć? Może milczeć? Czasem to było najważniejsze rozwiązanie na takowy problem. Lwica nie widziała, kto to jest. Może członek licznego stada? Nie znała wielu z nich. Miał białe futro, więc to mogło być prawdopodobne.  Bo kto wie… Ale nie znała legendy, jakiej znał lewek. Na innych terenach nie ma białych lwów. Obcy miałby zapewne inną barwę futra… Ale ona nie wiedziała, że to lwiątko ze Złotego Słońca. Nabrała odwagi.
- Accueil.- rzekła krótko.
Przerwana cisza zapanowała tylko ze słowami białej. Nevir nie zrozumiał. Może to powitanie? Skąd miał wiedzieć? Ale jak najbardziej, to było powitanie. Tylko, że Zimno Krwistych.
Obca patrzyła na niego zdziwiona. Czemu nie odpowiadał? Wiedzieć to skąd…
-Witaj…-powiedział niepewnie do lekko rozgniewanej.
-Kim ty?-rzekła lekko rozgniewana.
Nie znał jej długo, a ona już się o to pyta, kim jest. Lepiej było uznawać za wroga, ale nie uciekać, iż to byłoby głupie.
-Czy ja wiem?-oznajmił.- Nie wiem.  Krąży o mnie wiele, ale nie wiadomo, co pewne.
Brwi białej uniosły się.  Popatrzyła na niego z lekką troską. Ona to samo by odpowiedziała, była samotna. Może jak on?
-A z tego stada jesteś?-spytała swym delikatnym głosem.
Brak odpowiedzi. Milczy… Pewnie wrogie, sąsiednie stado Złotego Słońca. Tfu. Ale jakim cudem jest biały? Coś mi tu nie gra…  Ale przynajmniej coś o nim wiem. W jego oczach widzę lekki strach, więc to pewne. Pomyślała biała. Spojrzała trochę głębiej w jego oczy. A może to strach samotności? Może tak go nikt nie kocha? Nie lubi, a może… Nie chce? Takie właśnie wyrażenia padły na jej łeb. Tego nie była pewna, ale sama się też tak czuła.
-Może inaczej.  Jak się zwiesz?-spytała go.
-Tak ja się zwiem to sekret, więc nie mogę ci go zdradzić. –powiedział pewnie do lwicy, która wreszcie go usłyszała.
-Czy to jakaś zagadka?- spytała.
-Być może.
„Być może.”…  Te słowa dla niej oznaczały tak. Ale nie ukrywam, że on sam tego nie wiedział. Lwica popatrzyła w górę namyślając się. Co to może być? Przecież nie ma takiego słowa w starym języku stada. Nie mogę pytać o wskazówkę, byłoby to chyba tchórzostwo… Jak myślę. A bo kto wie?
Choć chwila… Tak, tak! Chyba wiem! To musi to być! Tylko… Które? Wiem które wybrać, nie nadaliby mu imienia, jakie byłoby w naszym starym języku.
Pomyślała. Przecież stary, ludowy język, którym obsługiwały się lwy by odróżnić się odszedł w zapomnienie, a za przeszłych czasów był chowany w sekrecie, więc  nikt nie mógł znać słowa „sekret” z tamtych czasów, kiedy nie zmieniano jeszcze gwary.
- Fumbo!- rzekła radośnie.
Była tego pewna, że to jego imię. Przecież tylko taka mogłaby być nazwa tego lewka. Przecież- jak uważała- Złote Słońce było głupie do ętej potęgi. 
-Wybacz, ale nie. –powiedział powoli.- Nie nazywam się Fumbo. Niestety.
Lwiczka była już bardzo wkurzona. Tak myślała… Aż się nie opłaciło. „Niestety”, jak on to powiedział.  Wnet odwróciła się do niego plecami. Przeżywała to, a tak myślała, że… Wreszcie się nie pomyli. Skinęła łeb ku śniegu.  Po jej oczkach spłynęła jedna, maleńka, niemalże niewidoczna łza. Nie było słuchać żadnych pojękiwań. Lewek westchnął, uczynił kilka kroków ku młodszej. Patrzył na nią z uwagą.
-Nie nazywam się Fumbo, to już mówiłem.-rzekł powoli- Ale zdradzę ci to, tylko nie płacz. Me miano ci zdradzę, ale ty najpierw ujawnij swoje.
Mało kiedy ona kogo poznawała, więc to teraz było jej jedyne pragnienie- poznać jego imię. Bez wahania- mogła na nie odpowiedzieć.
-Aniel. Tak po prostu.-rzekła, odwracając się do niego.
- Jestem Nevir.-powiedział krótko.
Uśmiechnęła się do niego kącikiem ust, po tych słowach.
-Dziękuję.-rzekła.- I przepraszam za to przed chwilą, czasem tak mam.
To wywołało u Nevira lekkie zaskoczenie. Ale nie widać było tego po nim.
-To tak samo jak ja. Także nie mam wybuchy smutku, radości i gniewu.  To nawet miło z najść kogoś takiego jak ty.
To nawet miło z najść kogoś takiego jak ty.”- te słowa wywołały u Aniel miłe zaskoczenie. Nikt jeszcze nie rzucił jej takiego komplementu prosto w oczy. Nie znała lewka od tej strony, jako nawet trochę dojrzałego jak na trzy miesiące. Z resztą jego też ogarnął szok z powodu dwumiesięcznej samiczki. Nie widział jeszcze tak wychowanego dziecka w Zimnej Krwi… Wprawdzie tam nikogo nie znał, oprócz niej oczywiście. Ale to tylko kwestia wychowania, przeszłości i  otoczenia, o których nie warto nawet mówić. Oboje woleli o tym nie wspominać. Był to tylko ich sekret. Przez to udoskonalili swój charakterek, patrząc na roczniaków i dwulatków. Chcieli sobie poradzić, jakby miał im jakiś typek dokuczyć. Ale nie ważne…
-Miło słyszeć takie słowa z twych ust.-Oznajmiła lekko rumieniąc się.
-E tam… Zna się.-rzekł spokojnie, pewny siebie.- Czy ty się rumienisz?-spytał ciekawski, czy oczy jego widzą prawdę.
Mała westchnęła ciężko.  Nie chciało się jej przyznawać, no ale niech będzie.
-Twe oczy nie mylą. –powiedziała prędko.
Książę uśmiechnął się do niej.
Nagle niebo powoli stawało się ciemne.  Już za jakiś czas miał nastać wieczór w stadzie Zimnej Krwi. Niestety-jak myślicie- musieli się rozstać w tejże chwili.
-Muszę już iść… Choćbym chciał zostać.- rzekł powoli.
-Nie… Zostań.
-Chciałbym, jak mówiłem. Ale muszę. Żegnaj.
Tak właśnie chciał ją pożegnać owy lewek, ale Aniel nie odstępowała. Uparła się, że pójdzie z nim. Znowu przeciw. Po jakimś czasie jednak uzyskała zgodę. Poszli.
I dotarli do granicy. Pożegnali się miło przed rozstaniem. Nevir podszedł w swą stronę, a Aniel w swoją.


No to to chyba jeszcze dłuższe. c:

Jak nie dostanę komentarzy od conajmniej trzech osób, to już nie dam nowego rozdziału!

Offline

 

#7 25 2013 16:58:33

Swahili

Hiccup the Dark Lord of Everything

51508236
Skąd: Raxacoricofallapatorius
Zarejestrowany: 05 2012
Posty: 2718
Punktów :   
Skrót nicku: Swah, Swahę, Swahu, Iliś
Autor awatara: LastKrystalDragon

Re: Pechowiec Złotego Słońca-moje opowiadanie

Cóż to za przymus? Wymagasz od nas milionów komentarzy? Nie przejmuj się małą ilością postów w temacie. To wkrótce się zmieni, mówię ci.
Co do opowiadania. Dość ciekawe, aczkolwiek można znaleźć parę błędów. Przede wszystkim powtórzenia. Dość dużo jest ich w pierwszym fragmencie 3 rozdziału. Staraj się używać wyrazów bliskoznacznych, a będzie dużo lepiej. Pisz dalej, mam nadzieję, że akcja będzie się dalej rozwijać.

Offline

 

#8 25 2013 19:48:45

 Karinda

http://i50.tinypic.com/29liixi.pngPełnoprawny członek stada

Zarejestrowany: 19 2012
Posty: 1250
Punktów :   
Skrót nicku: Kar, Kari
Autor awatara: Chay

Re: Pechowiec Złotego Słońca-moje opowiadanie

Jak zawsze mówię, bardzo fajne i czekam na dalszą część.


You know it all
You’re my best friend
The morning will come again
No darkness, no season is eternal


~200615

Offline

 

#9 26 2013 06:37:21

Shemore

Tristis est anima mea usque ad mortem

Zarejestrowany: 15 2012
Posty: 862
Punktów :   
Skrót nicku: Set, Shem, Shemcia.
Autor awatara: Alone-Immortal.

Re: Pechowiec Złotego Słońca-moje opowiadanie

Swah- Njet, tylko chce, aby  inni też pisali tu komentarze, bo z KL'em 4 był nie wypał ;P. Wiem co do powtórzeń, ale staram się jakoś ich uniknąć, a wyrazy bliskoznaczne to ma słaba strona.
Kari- thx, a ja czasem sie zastanawiam, czy ty to wogóle czytasz xD. Ale nie, no doobra :)

I jeszcze raz wszystkim dzięki. Za kilka dni, albo tydzień (conajmniej) będzie nowa notka. Czemu dopiero wtedy? Muszę za każdym razem czekać na wenę, aby obowiadanie było pisane "szczerze i od serca", czy jak mu am... Nie chcę, aby miał zepsuty efekt. xp

Offline

 
Stado Lwiej Ziemi
Reklama
Król Lew
Lion Time
Wild Land AAF

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.opisyroznychpostaci.pun.pl www.birdspiders.pun.pl www.wojownicykosmosu.pun.pl www.kwadratowadolina.pun.pl www.mechatronikaa.pun.pl